sobota, 29 sierpnia 2020

UROCZYSKO ZABOREK - MOJE SUBIEKTYWNE ZACHWYTY




Na temat Uroczyska Zaborek powstały już dwa moje wpisy:

Uroczysko Zaborek – miejsce z klimatem?
Uroczysko Zaborek - rozkosz podniebienia i mnogość atrakcji

Mogłabym je jednak nazwać bardziej technicznymi, jeszcze jeden wątek nie daje mi spokoju, wiec, by być w zgodzie z tym, co podpowiada moje serducho, chciałabym Wam przedstawić w skrócie, co mnie tak naprawdę w tym miejscu zachwyciło, co sprawiło, że wciąż o tamtym miejscy myślę z takim ogromnym sentymentem.

 

ZWIEDZANIE ZABORKA

 

To atrakcja prezentowana jest gościom mieszkającym z Zaborku cyklicznie. Zwiedzanie w okresie, kiedy ja bylam (czerwiec 2020) odbywało się 2 razy w tygodniu i jest oczywiście w cenie pobytu.

Właścicielka Kasia już w dniu naszego przyjazdu zaprosiła nas do wzięcia w nim udziału, na co czekałam z niecierpliwością! Brzmiało to bardzo tajemniczo, jako „zwiedzanie z przewodnikiem”. A my z M. w głębi serca mieliśmy ogromną nadzieję, że tym przewodnikiem nie będzie nikt inny, jak tylko sam właściciel Pan Arkadiusz (tata Kasi).

Nasze przeczucie nas nie zawiodło! Punkt 10 w sobotę przed Bielonym Dworkiem pojawił się wspomniany Pan Arkadiusz z pękiem kluczy, jak na prawdziwego właściciela przystało. Oczywiście pęk kluczy nie miał swojego prawdziwego przeznaczenia, był atrakcją przede wszystkim dla dzieci. To cudownie posłuchać o całej historii od założyciela tego miejsca, który zna je totalnie od podszewki.

Pan Arkadiusz oprowadzał nas po całym terenie opowiadając różne ciekawostki i smaczki na temat całej zaborkowej osady.



Na mnie największe wrażenie zrobiła wizyta w odsakralnionym drewnianym kościółku, gdzie Pan Arek usiadł przed nami i bardzo pięknie, z ogromna otwartością opowiadał, tak po ludzku, ile trudu kosztowało stworzenie całej osady, jakie były jej początki, od czego zaczynali. Ja słuchając jego opowieści miałam w oczach aż łzy ze wzruszenia, a na ciele ciarki. To dlatego to miejsce ma tak dobrą energię, stworzyli je ludzie z ogromnej miłości i pasji.





Ileż pracy musiało kosztować samo przenoszenie drewnianych budowli, ile przysporzyć problemów, jak choćby zniszczona podczas transportu wieża kościoła (więcej na ten temat przeczytacie TU). Ile pracy kosztowało stworzenie całej infrastruktury, pięknego i urokliwego bruku, czy też samych prac technicznych, jak np. podciągnięcie internetu, który nota bene w Zaborku funkcjonuje, mimo tak ogromnego obszaru, całkiem nieźle!



Opowieść w kościółku zakończyła się wizytą w jego podziemiach, gdzie obecnie mieści się ogromna sala, która służy jako sala konferencyjna, na różnorakie spektakle, koncerty czy też wystawy. Cudowne pomieszanie z carskimi wrotami i z naturalnym światłem, które wpada poprzez tzw. studnie.



Spotkanie z Panem Arkiem było dla mnie bardzo magiczne, a sam Pan Arek jest dla mnie człowiekiem pełnym pasji i ogromnej pracowitości. Nie było też nigdy sytuacji, ażeby podczas przypadkowego spotkania na zaborkowym terenie nie zagadał przyjacielsko uśmiechając się przy tym od ucha do ucha!

 

 

ZABORKOWE LIVE-COOKING

Codziennie oprócz fantastycznych kolacji w Bielonym Dworku, o których poczytacie TU, panie kucharki tuż pod lasem w drewnianej altanie na żywo przygotowywały różne zaborkowe specjały. Ależ unosiły się tam zapachy i aromaty! Coś nieprawdopodobnego!

Pierwszymi testeremi były przede wszystkim dzieci, które za każdym razem ustawiały się w kolejce i zajadały się przepysznymi racuszkami, pierożkami, plackami ziemniaczanymi. A panie kucharki to o okolicy poopowiadały, to o zaborkowej pracy, to o tajemnych zaborkowych specjałach…

Serwowały przy tym pyszne naleśniki, racuchy, pierogi i placki ziemniaczane.

 



 

PLACUSZKI ROLLING STONSÓW

 Będąc już w tematach kuchennych nie sposób nie wspomnieć o moim zachwycie nad fantastycznymi placuszkami, którymi jako pierwsi w Zaborku zachwycali się perkusista zespołu The Rolling Stones Charllie Watts z żoną Shirley (stali bywalcy janowskiej aukcji koni arabskich oraz samego Zaborka). I tak oto zostały wprowadzone na stałe do menu. Z dodatkiem wyrabianych w Zaborku konfitur to po prostu niebo w gębie!

 

 



BIESIADA

 

Ach, co to była za biesiada!

Pisałam już jak to mój M. jadąc do Zaborka marzył o prawdziwym ognisku na skraju lasu… (wpis TU)

Marzenie, jak za sprawą czarodziejskiej różdżki oczywiście się spełniło. Dowiedzieliśmy się o tym zaraz po przyjeździe, kiedy to właścicielka Kasia zakomunikowała, że w piątek zamiast kolacji odbędzie się biesiada i zakreśliła nam na zaborkowej mapie jej miejsce.

Hmmm… oczekiwaliśmy raczej wielkiego ogniska, a to, co zobaczyliśmy przerosło nasze najśmielsze oczekiwania!



Biesiada odbywała się pod ogromnym zadaszeniem, której część stanowiła stodoła ze wsi Liwki Szlacheckie nabyta przez właścicieli od rodziny Bordadin. Autorką natomiast całej aranżacji tego miejsca jest właścicielka Zaborka Lucyna Okoń, zaś wykonawcą Stanisław Szmytki.



Sama aranżacja całego spotkania była niesamowita. Świece w słojach, zapach przeróżnych potraw, o których zaraz wspomnę szerzej oraz cały anturaż wokół sprawił, że panowała tam niezwykle swojska i klimatyczna atmosfera. Panie przystrajały też nawet zielonymi gałązkami punkty centralne w zadaszeniu. Kolejny raz widać tu dbałość o najmniejsze szczegóły.



A wracając do potraw, to jakże myliliśmy się, że spotka nas tutaj tylko wielkie ognisko… Ognisko oczywiście było i można było sobie usmażyć nad nim kiełbaski, ale do tego był i ogromny grill z przeróżnymi specjałami, a do tego wędzarnia ze swojską kiełbasą, w której jest ona przegotowywana pieczołowicie przez kilka godzin!

A to dalej nie koniec, bo do tego dochodziła jeszcze zimna płyta z przeogromnym wyborem różnych potraw, jak i kilka gotowych dań m.in. kiszka z cebula i jabłkiem, ryba w sobie itd.

Nie sposób wszystkiego wymienić i opisać, bo musiałabym chyba napisać o tym osobna książkę!

 

 



ZABORKOWA SZTUKA i HISTORIA

Wielbiciele takich smaczków na pewno w Zaborku się nie zawiodą! Współczesna sztuka oraz historia przeplatają się tu z ogromną gracją! Samą sztuką są sprowadzone z różnych miejsc drewniane budynki, które tworzą wspaniały klimat dawnych lat. Na każdym z nich widnieje informacja o ich całej historii.



Do tego stare obrazy jak np. malowidła znanego głównie na podlaskich terenach malarza Bazylego Albiczuka, którego motywem twórczości były kwiaty rosnące w jego przydomowym ogrodzie i „magiczne” ogrody. Na podstawie jego prac właścicielka Lucyna Okoń odtworzyła „bajeczny ogród”, który o każdej porze roku cieszy oczy gości i jest domem wielu pracowitych pszczół.




Mnie zachwyciło jeszcze jedno! Wspaniałe malarstwo sanockiego artysty Arkadiusza Andrejkowa i jego „cichy memoriał”. Projekt z 2017 roku, który narodził się podczas jego wielu podróży po podkarpackich wsiach. Dostrzegł on ogromny potencjał malarski w strych szopach oraz stodołach. I tak tworzy na nich nietypową plenerową i wiejską galerię sztuki ulicznej.



W Zaborku można podziwiać kilka jego dzieł. Moja uwagę przykuły głownie trzy murale, wyeksponowane na wielkiej łące. Przedstawiają one trójkę wnuków Pana Arkadiusza. Każda z prac namalowana jest szkicowo, transparentnie, aby zostawić jak najwięcej surowości samych dech.  Przedstawione na nich postacie, niejako wychodzą z nich i są ich integralną częścią.

 

ZABORKOWA NATURA I SPOKÓJ

 

Jest wszechobecna i daje ogromne ukojenie. Jest zarazem dzika i taka niezakłócona. Emanuje jednak ogromną harmonią.  Sam Pan Arkadiusz jak kosi trawę, to potrafi na środku wielkiego pola mijać piękne polne kwiaty, ratując je przez zniszczeniem. Albo kosząc trawę kosi tylko alejki po których można swobodnie spacerować, zostawiając piękne pasma traw z kolorowymi kwiatami.


Obiekt jest tez odseparowany od przypadkowych gapiów, co stwarza ogromne uczucie spokoju i harmonii. Nikt nie zagląda zza płotu, nie spaceruje, by zakłócać nam nasz pobyt. Za to naprawę wielka chwała właścicielom!

 


CZYSTOŚĆ

 Oj niełatwo jest zadbać o nieskazitelność strych drewnianych chat! A tu i ich wnętrza i całe otoczenie jest naprawdę pieczołowicie pielęgnowane. Widać naprawdę wiele wkładanego serca w dbałość o to miejsce.

 

ZABORKOWE ZACHODY SŁOŃCA

 

O ich magii mogłabym pisać i pisać… Nie wiem skąd, ale właściciele dokładnie wiedzieli, gdzie można je podziwiać w najdrobniejszym szczególe! Na terenie Zaborka rozstawione są ławki, drewniane leżanki, skąd podziwianie ich uroku zapiera po prostu dech w piersiach! Te kolory nieba, ich przenikliwość, tonacje to zjawisko nie do pisania słowami. To trzeba zobaczyć na własne oczy i przeżyć!

 



CIEKAWOSTKI ZABORKA

1. Dostałam wiele zapytań o to,  czy to tu kręcono polsatowski, obyczajowy serial „ To nie koniec świata”. I tak, to Zaborek był miejscem, gdzie kręcono dużą część jego fabuły! Wówczas zaborkową Plebanię zamieszkiwało wielu znanych i lubianych aktorów.

2. Uroczysko Zaborek jest wpisane do rejestru zabytków

3. Zaborek ukochało sobie też dużo sławnych osób, poza wspomnianym Państwem Wattsów, miejsce to odwiedziło wiele znanych osobistości m.in. księżniczka Jordanii – Alia. Na terenie Zaborka znajduje się tez tzw. dębowy zakątek z drzewami podadzonymi m. in. przez Charlie Wattsa z The Rolling Stones, Wojciecha Pszoniaka, Stefana Schmidta, Alicję Jachiewicz czy aktorów z serialu „To nie koniec świata”

 




Na tym zakończę moja zaborkową opowieść i zapraszam, jeśli nie czytaliście do moich dwóch poprzednich postów o tym miejscu:

Uroczysko Zaborek– miejsce z klimatem?

Zaborkoweatrakcje i kuchnia pełna aromatu






poniedziałek, 3 sierpnia 2020

KSIĄŻKI NA DRUGĄ POŁOWĘ WAKACJI


Czy zdajecie sobie sprawę, że jesteśmy już za półmetkiem wakacji? Jak ten czas leci!

Dziś chciałbym Wam polecieć 3 pozycje do poczytania, które mi bardzo się spodobały i dały szansę na chwilę relaksu przed snem, bo wtedy tak naprawdę najbardziej lubię czytać. Książka, melisa z plasterkiem cytryny i aromatyczna woń lawendy to jest to co kocham!



Pierwsza z nich pod tytułem „Do szczęścia przez łzy” Marianne Williamson, cenionej mówczyni i pisarki, jest bardzo fajnym poradnikiem, który w obecnej sytuacji, w której się znaleźliśmy, myślę, że może pomóc zrozumieć jej istotę. Przez to, że rzeczywistość zsyła nam niepewne dni, niepewne jutro, wiemy, że musimy zachować spokój ducha, ale jak? - pojawia się pytanie.

Autorka książki przekonuje, że unikanie cierpienia i blokowanie się na nie wcale nie jest zdrowym sposobem i lekiem. Jest to tylko forma ucieczki, która tak naprawdę do niczego nie prowadzi. Istotą powinna być konfrontacja i stawianie czoła trudnym sytuacjom, jakie stawia przed nami życie. Tylko w ten sposób będziemy w stanie zaradzić coś temu problemowi i cieszyć się szczęściem. Czy wiecie, że tak naprawdę wszystkie działania wymagają czasu i cierpliwość w przypadku złego stanu emocjonalnego jest tak naprawdę bardzo ważna? Czy wiecie, że tak naprawdę okres cierpienia emocjonalnego nie jest jednym z objawów depresji, a tak naprawdę czynnikiem, który pozwala, by się z niej wyrwać i wyswobodzić? Na te i inne ciekawe pytania autorka bardzo trafnie odpowiada wplatając w to swoje historie życiowe.





Drugą książką jest książka Romana Klasy pod tytułem „Operator 112”. Czy zastanawialiście się, kto sprawuje takie zawody i staje się operatorem chyba najbardziej wymagającego call center? Jak silne psychicznie muszą być te osoby i z jakimi problemami się spotykają?
Książka, którą Wam polecam jest bardzo ciekawa i odkrywa zaplecze działania Centrum Powiadomienia Ratunkowego. Rozkłada jego działanie na czynniki pierwsze. Opisuje z czym zmagał się operator numeru 112, jak radził sobie z ze zmęczeniem w pracy, przedstawił swoje realia w tym zawodzie i jego prawdziwe zadania. Zadaliście sobie kiedyś pytanie, ile taki operator zarabia? W tej książce znajdziecie czarno na białym wszystkie aspekty tego zawodu, które czasem łapią za serce, a czasem sprawiają że robi się wam naprawdę przykro...

Autor na końcu książki podsunął także bardzo trafne wskazówki z jego punktu widzenia, które pomogą w wykonaniu telefonu pod numer 112. Jak się zachować, co powiedzieć, by było to jasne i zrozumiałe dla obu stron podczas tak emocjonalnego zdarzenia.






Trzecia pozycją jest książka Mario Escobara pod tytułem „Dzieci żółtej gwiazdy”. Autor, jakże lubianej przeze mnie „Kołysanki z Auschwitz” przedstawia historię dwóch braci Jakoba i Moise Stein żydowskiego pochodzenia. Opiekuje się nimi ciotka w Paryżu w czasach nazistowskiej okupacji. Rodzice braci w tym czasie poszukują miejsca, gdzie mogliby bezpiecznie się zatrzymać. Sytuacja się komplikuje, kiedy chłopcy wpadają w ręce francuskiej żandarmerii, która z rozkazu nazistów aresztuje chłopców i zabiera do ogromnej budowli nieopodal Wieży Eiffla. Mimo wszystko udaje im się znaleźć metodę na ucieczkę. Niestety powrót do ciotki okazuje się niemożliwy, gdyż ta ginie z rąk Niemców. Od tamtej pory zaczyna się ich tułaczka, w której pomagają im przypadkowi bezinteresowni ludzie. Historia niesamowicie chwyta za serce mimo, że jest fikcyjna. Bracia Stein reprezentują tu autentyczne losy wielu żydowskich dzieci w tamtym czasie, których los bardzo mocno doświadczał i pokazywał, że dobro drugiego człowieka daje ogromną nadzieję na powodzenie w drodze do szczęścia.

Bardzo ciekawym dodatkiem w książce są fakty i zdjęcia na jej końcu. Znajdziemy tam chronologiczny spis najważniejszych wydarzeń II wojny światowej, jak również zdjęcia, które są związane z miejscami opisanymi w powieści. To już moja druga styczność z tym autorem i w głębi serca myślę że nie ostatnia.








                        
                          
                                            




Nimniejsza recjenzja powstała we wspólpracy z Wydawnictwem Kobiece.